W trakcie analizy proponowanych hoteli z Hurghady, poznaliśmy określenie „pokój standardowy”. Tak naprawdę, co hotel to inny standard. I nie chodzi tu o nadane gwiazdki, ale o to, co dla nas samych oznacza standard. Przykładowo w Grecji pokój standardowy ma ponad 30 metrów a w Hurghadzie może to już być exclusive. Poza tym w jednym standardowym pokoju może być przykładowo połamane krzesło, mały telewizor a w drugim, całe krzesło i większy telewizor. Metraż jest jednak taki sam, więc jest to nadal pokój w standardzie.
Zapoznajemy się z opisem oferty, dokładnie. Zadajemy pytania agentowi turystycznemu i często słyszymy, że on sam tam nie był, ale inni klienci nie zgłaszali zastrzeżeń. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że nie chcemy wydać ponad dziesięciu tysięcy złotych na byle jaki pokój, nawet, jeśli cały czas będziemy spędzać na basenie lub na plaży.
Oczywiście istnieje możliwość zamiany pokoju już na miejscu. Sposoby są różne. Najprostszy to dopłata na miejscu, lecz są jeszcze: przymilenie się managerowi zmiany w recepcji lub dziesięć – piętnaście dolarów na miejscu, wsunięte w paszport.
Branża hotelowa w Bangladeszu
Niestety na swoje nieszczęście stanęliśmy przed takim wyborem.
Po przyjeździe nad ranem od razu telefonicznie zgłosiliśmy chęć zmiany pokoju. Poproszono nas, aby rano wraz z bagażami udać się na śniadanie, a potem do lobby i spróbują nam pomóc.
Oczywiście nim zdążyliśmy odejść na 20 metrów od pokoju, nie wiadomo skąd, znalazł się pan z obsługi hotelu i zabrał nasze walizki. Tak, to niezbyt miłe uczucie zawierzyć komuś obcemu, ale nie mieliśmy wyjścia. Kiedy dotarliśmy do lobby, nasze bagaże stały przy wejściu. Pozostawiliśmy je tam i udaliśmy się na śniadanie.
Cały czas zastanawialiśmy się, którą opcję wybrać. A może odpuścić? Jeszcze wywiozą nam bagaże na pustynię, gdy odezwiemy się niezgodnie z panującymi zasadami.
Szczęśliwym trafem w kolejce przed nami z tym samym tematem stała Rosjanka. Zresztą Rosjanie stanowili trzy czwarte gości tego hotelu. Kiedy dotarła do kontuaru a miły Egipcjanin zza niego, zapytał ją, w czym może pomóc, to jakby odkręcił jej jakiś wentyl. Nadęła się a potem z jej ust wyleciał potok słów obraźliwych dla obsługi hotelu. Że zabierano jej bagaże, że dostała okropny pokój, że chce taki apartament w strefie exclusive nad samym morzem lub w głównym budynku, jako zadośćuczynienie. W całym tym potoku słów, tylko ze trzy były po angielsku a reszta w jej języku ojczystym. Zupełnie się nie przejmowała tym, czy recepcjonista zna rosyjski. Jej tyrada trwała ponad pięć minut a pan spokojnie słuchał. Sprawiał wrażenie wyrozumiałego dla jej problemu, ale momentami ewidentnie jej już nie słuchał. Zastanawialiśmy się, czy wynika to ze znudzenia, czy braku znajomości języka. Kiedy w końcu skończyła, recepcjonista używając języka rosyjskiego, poprosił ją, aby poczekała a on zobaczy, co da się zrobić i wyszedł. Następnie pogrzebał w komputerze, powiedział, że musi coś jeszcze sprawdzić i wyszedł na zaplecze, zamykając za sobą drzwi. Akurat za nim wychodził jego kolega i zostawił uchylone drzwi. Z naszej perspektywy było widać, że obszedł pokój trzy może cztery razy i bez kontaktu z kimkolwiek, podszedł do kontuaru. Jakież było nasze zdziwienie, gdy przekazał Rosjance, że niestety nie ma wolnych pokoi w tej chwili, że bardzo przeprasza, ale będzie myślał, jak to rozwiązać.
W tym momencie nasz wzrok mówił wszystko. Już byliśmy pogodzeni z tym, że wylądujemy znów na końcu hotelu. Z drugiej strony ucieczka teraz z kolejki, wyglądałaby idiotycznie.
Podjęliśmy wyzwanie, wiedząc już, że nie wolno na nich krzyczeć a już chyba tym bardziej, jak się jest kobietą. Gonitwa myśli i nowa strategia jakoś sama przyszła – przymilanie i grzeczna prośba. Powiedzieliśmy, że jesteśmy tu pierwszy raz, że jesteśmy z Polski, że nie czujemy się mimo wszystko bezpieczni na końcu tego hotelu. Dodaliśmy, że pokój jest ładny, ale daleko jest do basenu a ten śliczny chłopczyk, nasz syn uwielbia się pluskać. Poza tym, syn jest wiecznie głodny, a taka odległość od przekąsek powoduję, że ciągle będziemy kursować po terenie hotelu. Recepcjonista zlustrował nas i kazał nam jeszcze raz podejść po śniadaniu. No cóż, była to już lepsza odpowiedź niż uzyskana przez Rosjankę i co ważne, nie wychodził na zaplecze.
Po śniadaniu udaliśmy się ponownie do recepcji, aby usłyszeć wyrok. Okazało się, że w między czasie nastąpiła zmiana obsady w recepcji, więc miny nam zrzedły. Pewnie nikt nie zajął się nawet naszym tematem. A tu niespodzianka… Nowy recepcjonista był w temacie, dostał pozwolenie managera na zamianę pokoju i przekazał nam klucze do pokoju w budynku głównym. Bardzo dużego pokoju. Zapytaliśmy oczywiście o dodatkowe opłaty. Dostaliśmy odpowiedź, że jesteśmy tak sympatyczni, że nie poniesiemy z tego tytułu żadnych dodatkowych kosztów.
Z uśmiechem na ustach, bardzo szerokim uśmiechem, udaliśmy się do naszego nowego pokoju. Był znacznie większy i lepiej wyposażony. Normalnie kosztowałby 30 euro dodatkowo za dobę. Oczywiście bagaże dostarczyła obsługa, która stała tak długo, aż dostała napiwek – słynny już bakszysz.
Reasumując:
1. Egipcjanie niezbyt chyba lubią Rosjan, którzy są głośni i mają roszczeniowe podejście do życia.
2. Byliśmy mili, uprzejmi i postępowaliśmy jak goście w domu gospodarza.
Gdy już się rozgościliśmy na dobre, udaliśmy się na basen…
A nad basenem rozplanowywaliśmy naszą podróż taksówką do Hurghady po sandałki, które zostały w szafie w Polsce…